Zayn po
pierwszym dniu w nowej placówce, nie mógł narzekać. Ludzie nie zwracali na
niego zbytniej uwagi, nie wytykali go palcami, ani nie śmiali się z niego bez
powodu. Jedynie jeden chłopak z fryzurą podobną do niego nie przypadł mu do
gustu.
Był to zapewne
Finn o którym opowiadały sobie przyjaciółki, przez którego jego pierwsza ofiara
zdenerwowała się i poszła do łazienki, tym samym pomagając Zaynowi zapobiec
swojemu głodowi.
Chłopak o
karmelowych oczach, zaciągnął bruneta do łazienki z pomocą swoich pomagierów,
których nazywał przyjaciółmi, tylko dlatego, żeby się od niego nie odwrócili.
Wciągnęli go do jednej z kabin i spuścili głowę w klozecie, a było to tak zwane
kocenie. Przynajmniej oni tak mówili.
Teraz Zayn był
już po prysznicu w swoim nowym miejscu zamieszkania.
Kiedy pojawił
się na korytarzu i został zaciągnięty do toalety, postanowił iść do
sekretariatu i spytać o jakieś miejsce zamieszkania w okolicy. Szczęśliwym
trafem placówka posiadała akademik i właśnie tam wampir znalazł swoje nowe
miejsce.
Mieszkanie które
teraz posiadał nie było wielkie, ale jemu wystarczało. Nie mógł wybrzydzać,
zważywszy, że po swoim odejściu z rodzinnego domu w siedemnastym wieku przez
pół roku spał po stodołach, albo w polach na stogach siana.
Tutaj miał
łazienkę, z prysznicem i wanną, w zależności czego potrzebował. Mały klozet
stał w kącie obok kabiny, na środku ściany na wprost drzwi wisiało lustro. W
mieszkaniu była jeszcze sypialnia oddzielona od reszty cienką ścianką, ale
Zaynowi to nie przeszkadzało i tak mieszkał sam i tak. Salon był połączony z
małą kuchnią i korytarzem. Mieszkanie było dobre, dla bruneta aż za dobre.
Kiedy po
wszystkich czynnościach Zayn chciał położyć się i zaczytać w swojej ulubionej
książce coś sobie przypomniał. Nie jadł już długo, a wciąż był głodny. Głód
czasami potrafił go opętać, a on nie chciał już powtórzyć incydentu sprzed
trzystu siedemdziesięciu lat. Szybko narzucił na ramiona zieloną koszulę,
poprawił włosy i pasek spodni, włożył jedne ze swoich butów do biegania,
zajrzał na mapkę Londynu, którą zabrał ze sobą w drodze powrotnej z uczelni i
wyszedł z domu.
Trzydzieści
minut drogi samochodem od Londynu rozciągał się gęsty las, pieszo można dojść
tam w półtorej godziny, ale z zabójczym tempem wampira Zayn mógł znaleźć się na
miejscu już po dwudziestu minutach. Lecz musiał uważać, nikt nie mógł zobaczyć,
że potrafi biegać szybciej niż Bolt, którego Zayn uważał za jednego ze swoich.
Truchtając w
stronę swojego celu, wsunął słuchawki w uszy i udawał, że słucha muzyki
płynącej z telefonu komórkowego, w rzeczywistości jednak tylko biegł, a nie
chciał, żeby ludzie go zagadywali więc musiał udawać.
Nie lubił
rozmawiać z ludźmi, dlatego siedział na korytarzu sam i mu to nie
przeszkadzało. Ludzie mogli mówić, że jest on dziwakiem, ale on sądził, że
zwyczajnie jest dla nich za stary. Nie miał o czym z nimi rozmawiać, skoro oni
o jego czasach wiedzieli tyle co z książek, o ile do nich zaglądali.
Ten sam śmiech,
który słyszał zaledwie kilka godzin temu przed uczelnią obił się znów o uszy
Mulata, aż ten zahamował i rozejrzał się.
W jego kierunku
szła brunetka, zakręcając kosmyk włosów na palcu i śmiejąc się cicho,
prawdopodobnie sama do siebie. Malik zmarszczył brwi, wyjął słuchawki z uszu i
podszedł do dziewczyny, która szła prawie całym chodnikiem chwiejnym krokiem.
Jackster
podniosła wzrok na swojego nowego towarzysza, kiedy ten zbliżył się do zasięgu
jej wzroku.
- Cześć –
uśmiechnęła się szeroko w stronę Mulata, a on tylko skinął głową. – Gdzie idziesz?
- Na spacer –
odparł chłopak, uśmiechając się delikatnie.
- Mogę iść z
tobą?
Czerwone
światełko zaczęło palić się w głowie bruneta, szybko pokręcił głową i odszedł,
nawet nie patrząc za siebie.
Kiedy mijał
dziewczynę, ta przymknęła oczy i zaciągnęła się cudownym zapachem który ciągnął
się za brunetem. Zagryzła delikatnie wargę i wpatrując się przez chwilę w jego
plecy, zaczęła myśleć, co z nim jest nie tak.
Normalny
chłopak, a jednak coś w nim było jakby innego, magnetycznego, dziwnego. Czemu
nie pamiętała kiedy zjawił się w szkole? Pamiętała, że widziała go przed
budynkiem, a potem jakby się ulotnił, jakby to był zwykły sen.
Clarie nie
chciała o nim myśleć, ale niestety myślała i to przez całą drogę powrotną do
domu. Była ciekawa jak ma na imię, czy jest ono tak samo magnetyczne jak jego
właściciel?
Zayn nie
przejmował się tą dziewczyną tak jak ona nim. Wiedział wprawdzie jak ma na
imię, wiedział, że jest ładna, ale nie chciał o niej myśleć w sposób intymny, w
sposób, który mógłby jej zagrozić.
Nie mógłby
spędzić wieczności w przekonaniu, że przyczynił się do śmierci tak cudnej
istoty jaką była Clarie.
Kiedy tylko
opuścił ostatnie osiedle puścił się pędem w kierunku dziczy, z której już mógł
usłyszeć pohukiwania sowy, krakanie wron i wycie wilków.
Zayn nie
spodziewał się, ba nawet nie miał nadziei, że będzie sam z tych dziwaków,
zmienionych przez naturę. Sądził, że kiedyś spotka tutaj bratnią duszę, albo
wroga, jakim jest przykładowo wilkołak.
On sam nie
wiedział czemu wilkołaki i wampiry od dawna się nienawidzą, ale taka była już
kolej rzeczy i nie mógł z nimi dyskutować.
Zatrzymał się po
chwili tuż przed ścianą lasu, rozejrzał się i wpadł pomiędzy drzewa,
rozglądając się w ciemności.
Pierwszą ofiarą
Malika została młoda sarna, która zaplątała się w krzewy tuż obok wielkiego
dębu na lewo od miejsca, w którym brunet wszedł do lasu. Pożywił się na niej i
zdechłe zwierzę odrzucił w bok. Otarł usta z krwi zwierzaka i poszedł dalej,
kierowany węchem.
Po dziesięciu
minutach bezowocnej wędrówki po zalesionym terenie chłopak wyszedł na polanę,
która była przysłonięta tylko przez jedno, wielkie drzewo rosnące na samym
środku.
Koło drzewa
czaiła się jakaś postać, ale chłopak jej nie zobaczył. Podszedł do kryjówki
tajemniczego osobnika, wciąż rozglądając się i nic by nie zauważył, gdyby nie
trzask gałęzi.
Odwrócił się
szybko w kierunku źródła dźwięku, a jedyne co zobaczył to para czerwonych ślepi
i pazury, przecinające materiał jego koszuli na torsie, delikatnie znacząc
skórę.
Malik zawył, a
po chwili również zasyczał czując wysuwające się kły, wyrastające pazury i
ciemniejące oczy. Pochylił się i zasyczał znów, ukazując przy tym białe zęby i
dwa wystające kły, a jego przeciwnik odpowiedział wyciem. Brunet nie wiedział
co się dzieje, stanął jak wryty obserwując odbiegającą postać. Jego przeciwnik
odbiegł na czworakach, jakby na czterech łapach i Zayn wiedział, że nie jest
jedynym zmienionym człowiekiem.
Żałował, że nie
zdołał zadrasnąć skóry tego wilka, gdyż prawdopodobnie to był wilk i zapewne
wiedziałby kim on jest.
Teraz pozostało
mu tylko czekać, aż rany na torsie zagoją się.
Clarie tą noc
spędziła siedząc w oknie i patrząc na gwiazdy, jakby szukając w nich odpowiedzi
na różne nurtujące ją pytania.
Dlaczego tamten
chłopak siedzi w jej umyśle i dlaczego nie może się od niego odpędzić? Czy on
serio tak bardzo na nią działa?
Brunetka
odstawiła kubek z gorącą herbatą na stolik, który stał obok i wzięła jedną z
miejscowych gazet, w której na głównej stronie wielkimi literami został
napisany artykuł o zabójstwach w okolicy.
Londyn był
spokojny, gdy Clarie była mała, a od pewnego czasu zaczęły się dziać dziwne
rzeczy. Jeszcze kiedy jej mama nie pracowała na prawie wszystkie zmiany bywało
dobrze, ale z czasem zaczęło się to psuć.
Dziewczyna teraz
całymi dniami siedziała w domu tylko w towarzystwie swojego psa, który i tak
częściej spał, niż się z nią bawił. Dlatego tak bardzo lubiła towarzystwo
Faith. Lubiła z nią rozmawiać na temat chłopaków, a nawet obgadywać jakieś
dziewczyny ze szkoły. Lubiła wszystko co związane z jej przyjaciółką.
Zaczytana w
artykuł nie zwróciła nawet najmniejszej uwagi na coś przelatujące po jej
trawniku. Osobnik przystanął na chwilę, czerwonymi ślepiami popatrzył na
brunetkę siedzącą w oknie i zniknął w żywopłocie.
Następnego dnia
w szkole wiele się nie zmieniło. Finn siedział jak zawsze z kolegami, Faith i
Clarie rozmawiały ze sobą, a Zayn siedział na uboczu, przysłuchując się
wszystkim. Kiedy dzwonek obwieścił, że pora wstać i wejść do sali, Mulat
przepuścił wszystkich w drzwiach i sam udał się do pierwszej ławki, która jako
jedyna była wolna.
Clarie nie
bardzo spodobało się to, gdyż jego wysoka czupryna zasłaniała jej Finna,
siedzącego w pierwszym rzędzie od okna, blisko Malika. Brunetka siedząca po
drugiej stronie sali, w trzecim rzędzie miała trudności z obserwacją obiektu
swoich westchnień.
Zayn tylko
siedział i wpatrywał się w tablicę, co jakiś czas poprawiając skórzaną kurtkę,
którą postanowił dzisiaj założyć. Jako pierwszy oficjalny dzień w szkole,
chciał pokazać, że nie jest mięczakiem i chciał także pobić się z O’Neilem ale
raczej to mu nie wyjdzie.
Założył ręce na
torsie i przekrzywił głowę w bok, jeszcze bardziej zasłaniając brunetce jej
ukochanego. Dziewczyna zmarszczyła nos i zaczęła burczeć pod nosem kilka
przekleństw skierowanych do Mulata, a ten gdy tylko je usłyszał zesztywniał i
usiadł prosto jak struna.
Clarie zamrugała
kilkakrotnie, ale po chwili odwróciła wzrok w kierunku wchodzącego profesora.
Pan Tristan miał
na oko może trzydzieści, czterdzieści lat. Włosy zaczynały mu już lekko siwieć,
ale to mu nie przeszkadzało. Jego wielkie, szare oczy zawsze kryły się za
okularami. Był bardzo miły jeśli chodziło o swoich podopiecznych, a to właśnie
on był wychowawcą klasy Clarie.
- Witam
wszystkich – mruknął wykładowca, odkładając swoją torbę na krzesło. – Mamy od
dzisiaj nowego ucznia w klasie – oparł dłonie na blacie biurka i skinął głową
na pierwszą ławkę, w której (teraz już lekko wyluzowany) siedział nie kto inny
jak Zayn Malik. – Może nam się przedstawisz?
Chłopak westchnął
i uderzył dłońmi o swoje uda, powoli wygramolił się z krzesełka, omijając z
gracją ławkę i stanął obok biurka pana Tristana z założonymi rękami.
Tylko teraz co
ma im powiedzieć?
Około dwudziestu
par oczu wpatrywało się teraz w niego jak w obrazek, a on jedyne co mógł im
powiedzieć, to było jego imię. Co z tego, że wyglądał na dwudziestolatka jak
miał prawie czterysta lat. Co im powie? Znam historię całej Anglii począwszy od
siedemnastego wieku? To mogłoby przejść, ale byłby uważany za kujona, co
przysporzyłoby mu jeszcze większej nienawiści O’Neila.
Chłopak wziął
głęboki oddech i przymknął na chwilę oczy, zaciskając palce na swoich
ramionach.
- Jestem Zayn,
mam umm… dwadzieścia lat – podrapał się po karku, rozglądając po pomieszczeniu,
aż jego wzrok spoczął na brunetce, która mu się spodobała. – Pochodzę z małej
miejscowości Bradford.
- Bradford? –
pan Tristan popatrzył na niego, zdejmując swoje okulary. – Serio Bradford?
Zayn lekko
skinął głową, odwracając ją w stronę swojego wychowawcy.
- Bradford nie
istnieje od dziewiętnastego wieku, wtedy zniszczył je pożar. Nic nie zostało i
nikt nie chciał odbudować tego miasteczka.
Mulat zamarł z
szeroko otwartymi oczami. Cała klasa wpatrywała się w niego jak w dziwaka, a on
tylko stał i patrzył jak cała jego praca kończy się, jak całe jego marne życie
rozpada się w ułamek sekundy.
- Jestem z
Francji, znaczy. Moi rodzice są z Anglii, ale przenieśliśmy się do Francji,
kiedy miałem pół roku. Tam też jest mało znana miejscowość o nazwie Bradford –
ostatnie słowo Zayn wypowiedział z francuskim akcentem, którego idealnie
nauczył się w przeciągu stu lat, kiedy to żył w Paryżu.
Pan Tristan
pokiwał jedynie głową i założył okulary na nos, a chłopak znów odwrócił głowę w
kierunku brunetki, która teraz siedziała zapatrzona w O’Neila.
Mulat westchnął
cicho i skończył swój krótki życiorys mówiąc ciche „jestem sam” i usiadł na
swoim poprzednim miejscu, od razu schylając głowę do poziomu ławki, aby Clarie
mogła mieć lepszy widok.
___________________
Witam.
Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodoba.
Liczę na komentarze.
To serio motywuje...
Jeśli chodzi o pytania z komentarzy pod ostatnim rozdziałem:
#1 "Co on jej zrobił?"
Otóż: Zayn pożywił się (napił się odrobiny krwi) na Clarie i wymazał jej z pamięci wspomnienia o tym zdarzeniu (czyli część z oczami) aby nie wiedziała, że jest wampirem.
To chyba tyle.
Kolejny rozdział w sobotę 6 września.
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
Wasza @hellomyzazza x